Wojsławice od wieków słynęły z szewców. Po buty do Wojsławic przyjeżdżano z całej okolicy – nawet ze Skierbieszowa. W okresie międzywojennym w obrębie rynku pracowało kilkanaście warsztatów. W rzemiośle dominowali Żydzi, ale byli też szewcy – chrześcijanie Polacy i Ukraińcy. W osadzie działała garbarnia – podstawowy surowiec do produkcji butów: skóry wołowe i świńskie był dostępny na miejscu... Niemcy wymordowali żydowskich fachowców, zniszczono też garbarnię. W latach 50-tych w Chełmie otwarto fabryki obuwnicze – przyszedł kres rzemiosła i małych rodzinnych warsztatów.
Rodzina Pilipiuków z Wojsławic zajmowała się szewstwem „od zawsze”. Pierwszym odnotowanym był Grzegorz Pilipiuk ur. 1768r. i jego młodszy brat Aleksander „Oleszko” Pilipiuk. Ostatnim szewcem w rodzinie i przy okazji ostatnim szewcem z Wojsławic – Kazimierz Pilipczuk zm. w 2021 roku.
W zbiorach które chcemy zaprezentować w powstającym Muzeum znajdzie się bogata kolekcja narzędzi szewskich gromadzona od końca lat 80-tych XX przez A.Pilipiuka.
Dawny szewc każdą wolą chwilę poświęcał na struganie kopyt. Tu możemy zobaczyć najprostsze – prymitywne modele wycinane kozikiem z sosnowych polan. Zachowało się ich niewiele – zużytymi palono w piecach.
Kopyta na buciki dziecięce wykonywano identycznie. Ruchome elementy ułatwiały pracę.
Nieco staranniej wykonany model – bardziej foremny i z lepszego gatunkowo drewna...
Kopyta służyły krótko – wykonanie butów wymagało nieustannego wbijania w nie gwoździków „teksów”. Drewno szybko ulegało uszkodzeniu.
Rozlatujące się kopyta niekiedy próbowano ratować – klejono lub zbijano do kupy gwoździami
Oczywiście gdy buty zamawiali przedstawiciele miasteczkowych elit należało stanąć na wysokości zadania. By uzyskać odpowiedni fason używano zupełnie innych kopyt, zupełnie innych skór i zarobek też był inny. Co powstało na tym egzemplarzu? Buciki pani hrabiny? A może aptekarzowej?
Bogatsi szewcy nie strugali kopyt samodzielnie, ale zamawiali w manufakturach. Tu bukowe „fabryczne” kopyta z lat 50-tych.
A to są łapcie. Nie każdego było stać na kilka par butów. Lepsze obuwie oszczędzano na ważniejsze okazje – a na co dzień biedota nosiła takie - plecione z łyka. Wykonanie jednego egzemplarza zajmowało około 40 minut.